ABASTUMANI, UDE Wycieczka w góry – wydawać by się mogło, że
nic nowego pod słońcem, a jednak dwie ostatnie wyprawy były zupełnie nowym
doświadczeniem. To był skok w zupełnie inną rzeczywistość. To jedno z przeżyć, o których można poczytać w książkach podróżniczych.
Na koczowce jest nawet mała kapliczka i „plebania”, oczywiście wszystko w tym samym stylu. Msza św. zgromadziła sporo wiernych. Byli też goście, którzy przyjechali specjalnie zamówioną ciężarówką. Okazuje się, że po śmigłowcu, którego oczywiście nikt tu nie widział, to najlepszy środek transportu – stary, rozklekotany, szkaradny Ził. Nawet brytyjski jeep z trudem dawał mu radę.
Jak przyjedziecie do Gruzji to może uda się zorganizować jakąś wizytę w „tak pięknych okolicznościach przyrody i niepowtarzalnych”!
W okresie letnim, mniej więcej od końca czerwca do połowy
września mieszkańcy wiosek idą ze swoim bydłem w góry. Kiedyś były to
masowe przedsięwzięcia. Tylko niewielka garstka ludzi zostawała w domu. Kilkakrotnie
słyszałem o tych miejscach, tzw. kaczowkach, próbowałem sobie to wyobrazić. Raz
ktoś mnie poczęstował serem lub masłem stamtąd, samo zdrowie. Ale gdy
zobaczyłem na własne oczy – totalne zaskoczenie. Generalnie w Gruzji ludzie
żyją bardzo prosto, biednie, w wioskach normą jest kibelek w ogródku. Ale tam, w górach,
to jeszcze podróż do przeszłości. Razem z gośćmi z Polski i miejscową znajomą
wyruszyliśmy z Abastumani. Szliśmy i szliśmy. Wybraliśmy drogę pewną ale dłuższą, którą od
czasu do czasu jakiś „kaskaderski” uazik przejeżdżał, albo grupa jeepów, wożąca
turystów szukających wrażeń w autach 4x4. Droga ta, z wieloma zakrętami i wkręcaniem się
na ponad 2000 m prowadzi z południa Gruzji, na północ, do Kutaisi. Ale gdyby ktoś miał pokusę skrócić tędy drogę, to lepiej objechać dookoła,
przez Borjomi, Khashuri, no chyba że ktoś ma 4x4 i lubi się telepać. Podobno
miejscowi wdrapują się na górę na piechotę w 1,5 – 2h. Nam zeszło 6h… Trzeba znać skróty i
mieć zaprawę w ostrych podejściach.
Miejscowi całą trasę z Iwlity na szczyty pokonują z krowami pieszo, zajmuje im to cały dzień, od świtu. Tylko niezbędny sprzęt i starsi jadą na pace ciężarówek.
Miejscowi całą trasę z Iwlity na szczyty pokonują z krowami pieszo, zajmuje im to cały dzień, od świtu. Tylko niezbędny sprzęt i starsi jadą na pace ciężarówek.
Powoli dotarliśmy na poziom kaczowek.
Widoki jakie zobaczyliśmy - bajeczne. Najpierw strona południowa Małego
Kaukazu, z pasmem gór po stronie Turcji, a później przechodzimy przez pagórek i
odsłania się widok na północ, w strone Kutaisi. Horyzont po południu usłany był bałwankami
chmurek, ale następnego dnia, o świcie, odsłoniły się ośnieżone szczyty Wielkiego
Kaukazu. Po sprawdzeniu na mapie to odległość ok 150 km. No i doszliśmy do
celu. Koczowka wioski Iwlita. Po drodze widzieliśmy inne osady, drewniane
szopy, szałasy, czy jak to zwał. Ale czy można to nazwać daczą?
Iwlickie ranczo
pięknie położone, z rozległą panorama. Nie można się napatrzeć na te zielone
wzgórza! Tylko miejscami jakieś skałki. Ale najciekawsze są warunki w jakich
żyją "koczownicy"… bez prądu, bez gazu,
jedno źródełko, wodę trzeba sobie przynieść. Wszędzie krowie placki i ich woń w
zdrowym powietrzu. Szałasy są bez okien, najwyżej mała szybka, albo celofan wpuszczają
trochę światła w dzień. Przez szpary w dechach pracują „nawiewy”. Dlatego
wnętrza są wytapetowane różnymi tekturami czy papierami. A za ścianą, jak się okazało
przy układaniu się do snu, układają się do spania krowy. Układają się i
układają. I jeszcze te dzwonki i brzdąkają przez całą noc. Ludzie idą spać z
kurami, tzn. kury za ścianą i wstają wcześnie rano by wydoić krowy i wypuścić
na pastwiska. Mnie potrzeba zerwała o 6 rano, w samą porę, bo akurat wstawało słońce! Przecierałem oczy ze zdumienia, na horyzoncie odsłoniły się wielkie góry, które osłaniają Gruzję od Rosji.
Na to malownicze odludzie raz w tygodniu przyjeżdża samochód, który zabiera od
ludzi wyroby mleczne, sery, śmietanę i wozi na bazar aż do Tbilisi, bo tam lepsza
cena. Tą drogą można też coś zamówić, żeby wwieźć na górę. Niektórzy częściej korzystają z różnych pojazdów ale niestety taki transport ma swoją cenę. Na jeden kurs, tam i z powrotem, trzeba wyłożyć minimum 100 lari, czyli ok 180 zł. Kiedyś nie było takich udogodnień to i więcej ludzi było.
Moja wyprawa miała
oprócz turystyki cel duchowy. Na kaczowce jest parę osób, które zachowały wiarę
katolicką (wioska Iwlita kilkanaście lat temu przeszła na prawosławie, ale o
tym innym razem) i dla nich wziąłem do plecaka kielich, hostie, wino, by móc im
odprawić Mszę św.
Było pięknym doświadczeniem widzieć ich radość i wdzięczność
za dar Eucharystii. A później było „czym chata bogata”… sery, śmietana, mleko, domowy chleb. Z powrotem
już wracaliśmy ścinając zakręty, dzięki temu zejście zajęło nam niewiele ponad
3 godziny.
Kilka dni później miałem kolejną wyprawę, tym razem na
Koczowkę wsi Ude i Arali. Mieszczą się one tuż przy pasie granicznym. Dosłownie
10 m od jednej chałupy przebiega płot, postawiony pewnie jeszcze za czasów
ZSRR. Tam duszpasterzuje ks. Jerzy Szymerowski. Okazją była uroczystość odpustowa.
Tam pieszo trochę daleko. Jechaliśmy 25 letnim range roverem, dwa razy
zagotowaliśmy wodę, pokonując zwały kamieni, przeprawiając się przez doły,
wyrwy i płynące potoki. Tą samą drogę pokonał też ksiądz biskup, Giuseppe,
który co roku jest gościem tej uroczystości. Nie wiem czy jakiś hierarcha w
Polsce miałby zapał i odwagę by na takie „odpusty” się wybierać… Ks. Jerzy natomiast
tę drogę pokonuje co tydzień! Wcześniej miał Ładę Nivę, to po każdym powrocie
oddawał ją do mechanika.
Przy powrotach z kaczowek często giną ludzie. Na gruzawiki jest ładowane siano, jak piramida, na górze siadają ludzie, czasami z dziećmi, a kierowcy jada po pijaku. Nie trudno sobie wyobrazić jak łatwo o nieszczęście.
Udis mta, czyli góra udyjska, to jedna z większych osad
pasterskich na południu Gruzji. Leży na podobnej wysokości co Iwlicka, powyżej
2100m. W sumie razem z aralską może tam w lecie przebywać ponad 200 osób. Dużo
dzieci, młodzieży. Niektórzy przyjeżdżają tylko rekreacyjnie. Dacze w tych górach są nieco inne. O ile w Iwlickiej wiosce bydło mieszka za ściana, to tutaj domy są na palach i pod spodem jest legowisko dla zwierząt, które swoim ciepłem robią "ogrzewanie podłogowe", przy okazji napełniając izby swoją wonią... Pomimo lata w górach, zwłaszcza gdy naciągną chmury, robi się bardzo zimno. Trzeba palić w pieczkach.Przy powrotach z kaczowek często giną ludzie. Na gruzawiki jest ładowane siano, jak piramida, na górze siadają ludzie, czasami z dziećmi, a kierowcy jada po pijaku. Nie trudno sobie wyobrazić jak łatwo o nieszczęście.
Na koczowce jest nawet mała kapliczka i „plebania”, oczywiście wszystko w tym samym stylu. Msza św. zgromadziła sporo wiernych. Byli też goście, którzy przyjechali specjalnie zamówioną ciężarówką. Okazuje się, że po śmigłowcu, którego oczywiście nikt tu nie widział, to najlepszy środek transportu – stary, rozklekotany, szkaradny Ził. Nawet brytyjski jeep z trudem dawał mu radę.
Jak przyjedziecie do Gruzji to może uda się zorganizować jakąś wizytę w „tak pięknych okolicznościach przyrody i niepowtarzalnych”!
Przy okazji. Kilka dni temu odwiedziła mnie para
pielgrzymów, Darwina i Jacek, którzy pieszo idą od granicy z Abchazją, przez
Batumi, Achalcyche, Gori, Tbilisi, do grobu św. Nino, w Bodbe, w Kachetii. Już
są 3 dni w drodzie, a to dopiero połowa. Ich wyprawa jest w ramach projektu http://idzieczlowiek.pl/ . Tutaj można
śledzić ich wędrówkę http://www.naszewedrowanie.blogspot.com/
. Poprosiłem ich o ofiarowanie trochę pielgrzymiego trudu w intencji jedności
chrześcijan i o odzyskanie naszych kościołów…
Odpisali mi dzisiaj, że są już za Borjomi. Dobrej drogi, z Bogiem!
5 komentarzy :
Świetny tekst! Działa na wyobraźnię. Bardzo miło się czytało. Aż się prosi o jakieś fotografie :) Dopełnią luki wyobraźni. Pozdrawiam!
Fotografie wyświetliły się po jakimś czasie. Super wyprawa!
https://twitter.com/WolontMisOFMCap/status/498515508904624128
https://twitter.com/WolontMisOFMCap/status/498519492000231424
Pozdrawia Wolontariat Misyjny OFMCap!
Też o wioseczce sezonowej katolików z Iwlity - http://obliczagruzji.monomit.pl/migawki-z-drogi/spacer-w-chmurach-na-przeleczy-zekari-2013-06-22
Padre Tomku - świetna relacja, a fotki -miód......mam nadzieję, że dobrze ci tam.......za rok zamierzam wybrać sie w góry gruzińskie, ta wiec postaram sie odwiedzić - magda mrozińska
Prześlij komentarz