12 grudnia 2010

Tato juz u Pana!

ŚWIDNIK  Takiego smsa wysłałem do najbliższych gdy przyszła wiadomość, ze Pan Bóg powołał do siebie mojego tatę. Był w hospicjum w Lubartowie, sytuacja była stabilna, miał bardzo dobrą opiekę. Ja wracałem na trochę do Rzymu, byłem już w drodze na lotnisko. Nie odjeżdżaj - zdawało się słyszeć. A później była lawina smsów, maili, z zapewnieniem o modlitwie. To zadziałało. Jak mówiła moja koleżanka z postu poniżej, gdy umierał jej tato prosiła o wiarę i ją otrzymała. Jestem przekonany ze w tym adwencie Bóg przyszedł także do mnie.

Tato przez wiele lat pracował w WSK, w dziale reklamy. Ciągle w delegacji, w ruchu, targi, wystawy, wydawnictwa. Ma duszę artystyczną. Studiował na UMCS wychowanie artystyczne. Swoje zdolności i zapał ofiarował także Kościołowi, prawie do końca, szczególnie parafii Matki Kościoła. Przygotowywał dekoracje na główne uroczystości i różne święta. Budowanie Szopki na Boże Narodzenie i Groby Pańskie były stałym programem świątecznym. Zanim wygospodarowano pomieszczenie w kościele "pracownia artystyczna" była w domu. Prowadził także kronikę parafialna, ręcznie kaligrafowana.


Choroba go dopadła 15 lat temu. Szpiczak / rak szpiku kostnego. Normalnie to trwa 2-3 lata, góra 8. Był weteranem kliniki hematologii, udzielał nawet wywiadów w telewizji na ten temat. Jak mówił pan doktor, tato był napalony na życie. Jego ulubionym miejscem była "działka" gdzie mógłby godzinami wyrywać chwasty i chodzić wokół rożnych roślinek. A z choroby - jak mówili znajomi - to sobie kpił. Jeszcze parę dni przed śmiercią, jak mama chciała mu coś pomoc, mówił - nie rób ze mnie kaleki! Albo: jak człowiek jest chory na raka to nie znaczy ze traci poczucie humoru.

Szczególną pomoc w chorobie zawdzięcza modlitwie wielu osób i wstawiennictwu ojca Pio. Udało mu się nawet przyjechać do San Giovanni Rotondo kiedy byly wystawione relikwie i zawsze przy sobie nosił cząstkę jego habitu.


Tato był związany z Kościołem i to Kościół ostatni przyszedł go pożegnać - w osobie proboszcza. Dzień przed śmiercią, gdy nikt się niczego nie spodziewał, pojechaliśmy z ks Nowakiem, tato nie był już jakoś bardzo kontaktowy ale odpowiadał, reagował na pytania, i połamaliśmy się jeszcze opłatkiem.

Pomimo wielu cierpień przez jakie przeszedł, Siostra Śmierć przyszła łagodnie, we śnie, bez większych boleści. Jak uczniowie do Emaus: "... a myśmy się spodziewali". Niemniej - adwent mojego taty się wypełnił, ale Chrystus przyszedł także i do mnie. Dzięki modlitwie - trudno ogarnąć wszystkich, którzy zapewniali o modlitwie - znajduje pokój i wiarę.


Dziękuję wszystkim którzy w tych dniach byli z nami przez modlitwę 
i tym którym pomimo srogiej zimy udało się przybyć na pogrzeb.



R. I. P. 


... skoro wspólnie z Nim cierpimy, to po to, 
by wspólnie mieć udział w chwale.

Rz 8, 17b

3 komentarze :

Anonimowy pisze...

Tomku - dziękuję Ci za wspomnienie o śp. Tacie. Niech Pan będzie Mu nagrodą i pokojem. Amen. Jurek z USA

Anonimowy pisze...

Tomku! Modlilysmy sie i nadal pamietam o Tobie, Mamie i Tacie, chociaz On juz, jestem pewna teraz bedzie sie opiekowal nami z NIeba!

Anonimowy pisze...

Padre, Twój Tata jest dumny, że ma takiego syna. Dziękuję Ci za wszelkie wsparcie i dobro, które od Ciebie otrzymałam.
Magda M.